Favikona stworzona przez alatum
2013-06-06

Darry - Sine Maleficio część kolejna (3) - czyli Karken zupełnie oszalała.

Odbija mi na punkcie tego... Czegoś. Naprawdę oszalałam. To totalnie chore. Zwłaszcza, że powinnam poprawiać swoje masakryczne oceny. Urrroczo.
Rozdział jest dla Deany, która jest okrutna. Nie chcę kłamać, że Cie rozumiem kochana, bo nie rozumiem. Jak ktoś Tak piszący mógł przestać? No cóż... Twój wybór.
~~~~~~
Gdy obudził się po raz pierwszy zobaczył i jak Malfoy rzuca na kominek jakieś zaklęcia w pierwszej chili chciał go przekląć, ale wtedy fala zdarzeń poprzedniego dnia naparła na jego umysł usiłując zburzyć mur obojętności. Nigdy nie był dobry w skupieniu i opanowaniu, więc już po chwili zwijał się w kłębek. Kłębek pełen rozpaczy i nienawiści.
Gdyby była tu Ginny.
Podeszła by, objęła go i sprawiła, że znalazłby spokój, którego tak mu brakuje. Ale miał tylko pieprzonego Malfoy'a.
Dręczony poczuciem winy osunął się w mrok.
Ponownie Gryfona obudził dotyk. Chłodne palce dotykały jego twarzy, błądziły po torsie, gładziły ramiona. Całe ciało zesztywniało mu z szoku. Otworzył ciężko oczy i natychmiast dostrzegł pochylonego nad nim Dracona. Pieprzony zboczeniec.
- Co ty robisz Malfoy? -  Wywarczał sfrustrowany, gdy w oczach Ślizgona dostrzegł obrzydzenie. Co nim kieruje? Co ten pieprzony psychol robi?!
- Ratuję twoje pieprzone życie Potter. Ktoś cie przypalił. - Stwierdził, niemal z radością, nakładając na niego kolejną warstwę niebieskiego mazidła po czym wytarł ręce w papierowy ręcznik i wstał.  Pieprzone życie, pieprzony Malfoy, pieprzony zboczeniec... Za dużo tego pieprzenia. - Sam nie potrafisz zadbać o żadne.
To zabolało.
- Jesteś potworem Malfoy... - Mruknął bezsilnie, nie miał siły teraz się z nim kłócić. Był jednym wielkim kłębkiem rozpaczy.
- Ale z mojej winy jeszcze nikt nie zginął. - Stwierdził blondyn z okrutnym uśmieszkiem, ale w jego oczach czaiła się pustka. Harry zacisnął szczękę. Miał wielką ochotę przyłożyć mu w zęby.
- Dumbledore. - Syknął a oczy Ślizgona pociemniały. - I jestem pewien, że jako śmierciożerca nie byłeś niewinną panienką.
- A co ty o mnie wiesz Potter? Kochaś mugoli zginąłby przecież prędzej, czy później, Snape tylko uczynił mu przysługę.
- A co ty możesz wiedzieć?! - Harry zacisnął pięści. Wiek jego mentora nie miał nic do rzeczy. Na twarzy Malfoy'a pojawił się złośliwy uśmieszek. Zawsze się tam czaił. Gryfon doskonale go znał. Zawsze dostrzegał jego, maskę obojętności albo uśmieszek, nie tyle złośliwy, co okrutny, za każdym razem, gdy udało mu się zranić Harry'ego. Lub kogokolwiek. Sukinsyn.
- Naprawdę nie wiesz Potter? - Powiedział, a w jego tonie czuć było zdziwienie. - Co za idiota... - Wybraniec już miał zaprotestować ale Draco nie dał mu dojść do głosu, machnął tylko lekceważąco ręką. - Trzmiel był chory. - Wycedził, głośno i wyraźnie. - Widziałeś chyba jego rękę. Nawet ty musiałeś ją zobaczyć. Czarnomagiczna klątwa.
- Snape to zdrajca. Podły, parszywy, morderca i...
- ... Który zginął służąc Dumbledorowi. - Głos Malfoy'a był dziwny, przytłumiony ale Harry nie zwrócił na to uwagi. Otworzył szeroko oczy, wpatrując się w Ślizgona w niemym szoku.
- Jak to? Znaczy się... On udawał, że służy Dumbledorowi! Tak na prawdę był Śmierciożercą, a jego jedynym celem było jego zabicie!!! - Splunął. Draco spojrzał mu w oczy, miażdżąc go spojrzeniem.
- Oh, burzę twoje zamki na pisaku Potter? - Wycedził rozwścieczony. - To wina twojego wspaniałego Dumbledora! Tak się składa, że Czarny Pan użył Legilimencji, a gdy dowiedział się o zdradzie Snape'a... - Urwał, wpatrując się niewidzącymi oczami w przestrzeń, po czym opadł na fotel. Zapadło między nimi ciężkie milczenie. Każdy z nich miał przed oczyma wszystkich, których stracił, poświęcił, lub nie wiedział nic o ich losie. Było to milczenie wspólne, na swój sposób łączące ich, największych, szkolnych wrogów. Tą chwilę niewygodnego porozumienia przerwał Draco.
- Powinieneś coś zjeść Potter, nie po to cie ratowałem, żebyś zdechł z głodu czy pragnienia. - Stwierdził wyniośle, jakby tylko osoby słabe i nic nie warte ginęły z równie błahego powodu. Na przykład Gryfoni. Wstał i oddalił się do innego pokoju.
Harry usiadł ostrożnie na kanapie, krzywiąc się z powodu bólu w całym ciele. Przez chwilę kręciło mu się w głowie, więc zamknął oczy, słysząc skrzypienie wiekowej pod wpływem nerwowego maszerowania Malfoy'a po sąsiednim pokoju i mamroczącego pod nosem przekleństwa.
Dostrzegł na drewnianym stole, obok kanapy książkę. Dość starą, z pożółkłymi kartkami, w twardej, skórzanej oprawie. Tytuł stanowiły złote, teraz już wyblakłe i trudne do odczytania litery. Pchnięty nagłym impulsem sięgnął po nią i otworzył na losowej stronie. 154. Róg był zagięty, jakby była czymś, do czego czytelnik chciał wrócić.
Nigdzie nie mógł dostrzec swoich okularów więc Potter przysunął książkę bliżej z zamiarem rozszyfrowania czarnych, drobnych literek, gdy została mu ona brutalnie wyrwana z ręki. Uniósłszy nieco głowę napotkał pociemniałe z gniewu, stalowe tęczówki.
- Potter-Lepkie-Łapki? Akurat o to bym cie nie podejrzewał. - Wysyczał Dracon. - Nikt nie będzie dotykał moich rzeczy. Nikt. - Gdy odsunął się, jego głos złagodniał a kąciki ust uniosły się w irytującym uśmiechu. - Zwłaszcza ktoś, kto wygląda jak smerf.
- Smerf? Malfoy... Skąd znasz smerfy? - Odparł zdezorientowany Potter - Przecież to mugolska bajka.. - Uznał usiłując skupić wzrok na twarzy Ślizgona mrużąc oczy.
- Wiesz, wroga trzeba znać. Łap. - Harry zobaczył ciemny kształt lecący w jego kierunku i zamachał rękoma a od jego twarzy odbił się jakiś przedmiot. Draco westchnął wyraźnie rozczarowany.
- Najmłodszy szukający w tym stuleciu? Kpina. - Po czym oddalił się szybko. Gryfon sięgnął na podłogę i podniósł przedmiot, który okazał się być jego okularami. Założył je na nos i spostrzegł, że przez prawą soczewkę biegnie szrama. Zaklął cicho i już miał wyjąć różdżkę i je naprawić, gdy poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku.
Nie mógł ich naprawić.
Drżącymi dłońmi sięgnął po stojącą na stoliku szklankę wody i wypił ją łapczywie.
To było takie chore.
Był z Malfoy'em w jakimś domu, nie wiedział nawet gdzie, po co, i co tu się dzieje. Chciał wrócić. Musi porozmawiać o tym z Malfoy'em.
- Ohh... - Opadł z powrotem na sofę i ukrył twarz w dłoniach.
A na co on się im przyda? Nic już nie znaczył. Był równie ważny jak charłak, który nie może przeciwstawić się Voldemortowi.
Wojna była przegrana.
- Nie użalaj się nad sobą Potter. - Malfoy znów pojawił się znienacka, poruszając bezszelestnie, jak kot. Brzmiał na zirytowanego. - Nie znoszę tego. No, chyba, że użalasz się z mojego powodu, ale tak nie jest więc, do cholery, przestań przejmować się wojną i spójrz na mnie! - Mówił coraz głośniej, a ostatnie słowa wręcz wykrzyczał. Wybraniec podniósł na niego udręczone spojrzenie.
- Wojna jest już przegrana. - Stwierdził słabo. - Nie mam magii, więc nie pokonam Voldemorta.
Ślizgon wzdrygnął się, słysząc to nazwisko.
- Jesteś głupi. - Stwierdził dobitnie. - Niemożliwie głupi. Wręcz niewiarygodnie, okropnie głupi. Głupi jak... - Mówił, wyraźnie rozkoszując się brzmieniem tych słów.
- Przestań. - Warknął Harry.
- Oto nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana. - Wyrecytował. - Wątpię, żeby chodziło o magię. Przynajmniej nie normalną. - Dźgnął Gryfona w żebra. - Jakby chodziło o moc magiczną to już dawno ktoś by go pokonał. Musisz coś tam mieć. - Przyglądał mu się sceptycznie i oceniająco. Jak żywemu towarowi na targu, w którym doszukiwał się zalet.
- Ale magia była wszystkim co umiałem, a teraz... - Głos mu się załamał, a Ślizgon wywrócił teatralnie oczyma.
- Dramatyzujesz. Trzymaj. - Wcisnął mu jabłko. Widząc zaskoczone spojrzenie Harry'ego sprecyzował. - Masz to zjeść. Włożyć do ust. - Zaprezentował sztukę jedzenia, posługując się wyimaginowanym jabłkiem.
- Jest zatrute. - Stwierdził ze świętym przekonaniem Harry.
- Czy ja wyglądam na złą wiedźmę, Potter? - Zapytał rozdrażniony Draco. - A ty na pewno nie jesteś Królewną Śnieżką. Ja też się nie nadaję, ona była ładna, to za mało jak dla mnie.
Wybraniec był zaintrygowany. Smerfy? Królewna Śnieżka? Ah, i jeszcze ratowanie mu życia! Czym jeszcze zaskoczy go Draco Malfoy? Nie licząc nędznej próby pocieszenia go...
- Dobrze, zostawię cie sam na sam z tym jabłkiem. Trochę się poznacie i może się do niego przekonasz. Sądzę, że do siebie pasujecie. - Po tych słowach, Książe Slytherinu obrócił się na pięcie i wyszedł. Rzucił jedynie przez ramię:
- Udanego pożycia. - I zniknął. Usiłował być zabawny? Teraz Harry'ego zupełnie zamurowało. I - Co Potter przyznawał na prawdę niechętnie - nawet mu wychodziło. Nieufnie przypatrzył się jabłku a potem sprawdził jeden kęs. Nie czuł nic dziwnego więc sprawdził resztę jabłka i wstał nieco chwiejnie i z bólem, by spytać Malfoy'a czy ma więcej jabłek do przetestowania.
Czuł się nieco lepiej, po jedzeniu i "rozmowie" z Draconem ale i tak starał się nie myśleć o tym co się stało. W ogóle, aktualnie starał się nie myśleć za wiele.
Kuchnio-jadalnia, do której wszedł, była mała i staromodna, jak salonik. Drewniana podłoga, drewniane ściany, zardzewiałe rondle i duży piec. Krzesła były również drewniane a leżały na nich wyblakłe poduszki. Stół, przykryty -w równie złym stanie co poduszki- obrusem, był na tyle duży, że swobodnie mieściło się przy nim sześć krzeseł. Harry, dostrzegł również okno, ale jego uwagę przykuła bardziej zostawiona na stole książka. Ta sama, której Ślizgon nie pozwolił mu przeczytać.
 Pokuśtykał do niej jak najszybciej, chwycił i zaczął kartkować strony.
- Sto pięćdziesiąt cztery... Jest... - Mruknął. Wiersz. Malfoy nie pozwolił mu przeczytać wiersza. Zmarszczył brwi i przeczytał go prędko. Nie był to nadzwyczajny wiersz, naturalnie z tego, co wiedział Gryfon, który zbyt wielu wierszy nie czytał ale nie był najlepszy. Ale brzmiał... Inaczej.

Żyłem, mocą i potęgą
Co niszczyła każde serce,
Pragnąc, chciałem-miałem wszystko
Światy całe, w mojej ręce.

Zjawy białe w Twoich oczach
Przegoniły mrok katuszy,
Mojr to zemsta, gdy przecięły
Życie Twoje, część mej duszy.

Za me grzechy, moje winy
Zgasło światło mego dnia,
Żyłem ciągle, krwawiąc cicho
Statek widmo, dąb bez pnia.

Po co żyć, kalece ducha
Gdy już zgasło jego słońce,
Oziębiając jego duszę
Nienawiścią tchnąc, gorące.

Błagam o litości kąsek
Blask kojący me cierpienie,
Choć minęły mnie epoki
Niszcząc cicho me pragnienie.

W dal odeszła ma nadzieja,
Zabierając z sobą lata.
Teraz żyję już dla zemsty
Nie dla tego złego świata.

Czekam

1 komentarz:

  1. Potter wygląda jak smerf! Hiehihihi! I malfoy po prostu... Siedze se na stołku barowym w kuchni i ryje się ze smiechu nieopanowana. Kraken... Kraken... Jestes nienirmalllllllna!
    Nnn na os zaglądnij bo zostal 1 rozdzial!!!

    OdpowiedzUsuń

Róbta co chceta, ale nie spamujta

Layout by Yassmine