Favikona stworzona przez alatum
2013-06-23

Dzienniki Kłamcy 4

- Dobijasz mnie swoją głupotą, Potter. - Zimny głos Dracona wywarczał tuż za nim. Harry podskoczył nerwowo i obrócił się.
Młody Malfoy wpatrywał się w niego ze złością. Usta miał zaciśnięte a ręce skrzyżowane na piersi.
- Czy fakt, że zabrałem ci tą książkę nie mówi sam za siebie? Nie chcę, żebyś dotykał moich rzeczy swoimi brudnymi łapami. Odwdzięcz się, uratowałem twój bohaterski tyłek i -na dodatek - usiłuję być miły a to jest wystarczająco nieprzyjemne. - Stwierdził, względnie spokojnym głosem. Potter prychnął ale zastanowił się. Draco Malfoy -nie, w ogóle ślizgon- Jako ktoś miły? Ale coś w tym faktycznie mogło być. Malfoy żartował, - na swój dziwaczny sposób oczywiście - jeszcze go nie wyzwał i...
Znudzone westchnięcie ślizgona przerwało ciszę
- Jesteś fatalnie uprzedzony. - Powiedział, nieco oskarżycielsko. Harry pomyślał, że mógłby wymienić bardziej uprzedzone osoby w tym pomieszczeniu.
- Jesteś Ślizgonem, który dręczył mnie przez ponad 6 lat życia. A na dodatek Malfoyem i śmierciożercą. -Ku jego przerażeniu tamten wywrócił swobodnie oczyma i oparł się o ścianę.
- Może i Slytherin jest wylęgarnią zła, a ja jednym z jego najzwyrodnialszych domowników - Stwierdził z dumą. - ale to nie znaczy, że nie potrafię być po prostu uprzejmy.
- A... Ale... - Wyjąkał Chłopiec-Który-Przeżył.
- Czemu? Sprawdzam jak długo wytrzymam. - Malfoy uśmiechnął się do siebie, z rozmachem odsunął od stołu jedno z krzeseł i opadł na nie. - Mów.
- Co? - Harry był na prawdę zdezorientowany. Draco Malfoy był bardziej skomplikowaną osobą niż mu się wydawało.
- Mów. Pytaj. Masz przecież mnóstwo pytań, a ja mam nastrój rzeby na nie odpowiedzieć. - Stwierdził z nutką irytacji w głosie. Potter nadal był zdziwiony. Nie tyle samym zachowaniem ślizgona, ale jego nastrojami i tym jak szybko się zmieniały. Jeszcze przed chwilą warczał mu z wściekłością prosto w twarz. Ale miał rację. Harry miał pytania.
- Czemu mnie uratowałeś? Czego chcesz? Gdzie jestem? - Wypalił. - I, czy masz coś do jedzenia? - Dodał po chwili. Malfoy zamyślił się.
- Czemu cie uratowałem? Chcę zemsty. - Harry cofnął się instynktownie szukając sensu. - Oh, nie na tobie idioto. Na Czarnym Panie. - Jego głos stał się bezbarwny. - A ty musisz mi pomóc. Jesteśmy w domu jakiegoś czarodzieja, zdala od cywilizacji. Tyle wiem. Do jedzenia mamy tylko jabłka z ogrodu... Muszę znaleźć skrzata. - Urwał sztywno, po czym wstał i wyszedł szybko, zostawiając Harry'ego samego ze swoimi myślami.
Mam pomóc Malfoy'owi zemścić się na Voldemorcie? To było idiotyczne. Nie mógł przecież teraz rzucić nawet Experiallmusa, a co dopiero pokonać Człowieka-Węża.
I czemu Malfoy chciał się zemścić?
Za co?
Wiedział więcej, ale nadal był zagubiony.
I pusty.
Przeraźliwie pusty.
Pod powiekami przemknął mu widok oczu Hermiony. Zdawało się, że patrzą na niego... z zawodem?
Zawiódł ich wszystkich. Jak mógł pokazać się teraz Remusowi, Tonks, Moody'emu, reszcie aurorów,o Wasleyom, a w szczególności Ronowi...
Potter opadł ciężko na krzesło.
Przecież jego przyjaciel kochał Mionę. A ona zginęła. Przez Harry'ego.
Znienawidzi go.
O ile żyje.
O ile oni wszyscy żyją.
O ile przeżyli niespodziewany atak na Grimmaud Palace.
Harry spędzał tam ostatnie tygodnie do zdjęcia namiaru. Pamiętał...
Śmiech Ginny. Radosny, głośny, szczery śmiech obejmujący oczy i czający się tam zawsze, w radosnym błysku, gasnącym jedynie wtedy, gdy jej wzrok padał na Wybrańcu. Harry nienawidził się za to, ale mówił sobie, że tak było bezpieczniej.
- Ron, nie powinieneś brać wszystkiego co dają ci twoi nieodpowiedzialni bracia... - Głos Freda był absolutnie poważny.
- ...powinieneś wiedzieć jak to się skończy. - Zakończył równie oficjalnie George. Obaj brzmieli jak Percy.
Harry, Ginny i Charlie wybuchnęli jeszcze głośniejszym śmiechem na widok miny Rona. Patrzył na nich urażony znad wielkiego, ptasiego dzioba. Usiłował coś powiedzieć ale jego bezradne skrzeczenie wywołało jeszcze jedną salwę śmiechu. Hermiona popatrzyła na nich sceptycznie znad trzymanej książki, chociaż jej oczy też błyszczały radośnie. W tym momencie na środku pokoju aportował się Kingsley Shalcbot. Potężnie zbudowany mulat upadł na kolana trzymając się za brzuch.
Wszelki śmiech natychmiast znikł, jak za sprawą zaklęcia. Cisza i strach zawisły w pomieszczeniu odbierając zdolność do szybkiej reakcji. Artur Weasly przypadł do aurora.
- Kingsley? Co się...?!
W tym momencie pojawił się pierwszy śmieciożerca.

Dalej wszytko działo się tak szybko. W jednej chwili walczył, a w kolejnej siedział przywiązany do krzesła.
Co z jego przyjaciółmi? Jego rodziną?
- Jeśli mówię, że muszę znaleźć skrzata, nie znaczy to, że ja go szukam a ty użalasz się nad sobą, tylko pomagasz mi szukać. - Zirytowany głos Malfoy'a rozbrzmiał nad jego pochyloną nad stołem głową.
Dopiero teraz zauważył, że siedzi skulony na krześle zaciskając kurczowo dłonie na stole. Miał ochotę rzucić czymś w Dracona. Zerknął na stół ale niestety nie dostrzegł tam nic.
Ślizgon zabrał książkę.
- Odwal się - Warknął, oparł łokcie o stół i schował twarz w dłoniach.
Nie chciał... nie miał siły rzreć się teraz z Malfoy'em. Tamten gwizdnął cicho.
- Ostatnio używasz bardzo brzydkich słów Potter. Brak szlamy ma na ciebie jednak zły wpływ. - W jednej chwili, Harry zerwał się z krzesła złapał Draco za ramiona i pchnął na ścianę. W szarych oczach węża błysnęło zaskoczenie, nuta strachu i coś, czego nie rozpoznał od razu. Wszystkie emocje zostały natychmiast zastąpione w zimną obojętność, lekko zabarwioną rozbawieniem.
- Spokojnie kocie. No, kto by pomyślał. Wielki Wybraniec, przyciskający do ścian niewinnych uczniów, na dodatek płci męskiej. - Stwierdził drwiąco.
- Nie waż się jej tak nazywać - Wysyczał przez zęby Potter.
- Przemawia przez ciebie zazdrość, skarbie. Nigdy nic nię łączyło mnie z Granger. - Powiedział przymilnie. - Za to słyszałem, że chędożyła z Weasleyem. Albo kilkoma. - Dodał konspiracyjnym szeptem.
Harry poczuł, jak nigdy dodtąd, że nienawidzi Malfoy'a. Miał ochotę udusić go, rozerwać na strzępy, albo przynajmniej wyrwać ten obrzydliwy, wężowy jęzor.
Ślizgon ranił go. Ranił tym co mówił dużo lepiej niż zaklęciami.
Ramie Pottera przeniosło się na gardło blondyna, przyduszając go.
- Nie masz pojęcia - Wywarczał - Nie masz pojęcia jak to jest kogoś stracić. Widzieć jak jest torturowany na twpich oczach. Lepiej wsadź sobie wszystko co masz obraźliwego o mnie lub o moich przyjaciołach w dupę i nie zawracaj mi tym głowy. - To mówiąc puścił ślizgona.
A tamten nie odezwał się do niego do końca dnia.

Absolutnie rozumiem Draco i uwielbiam go xD. Potter tylko użalać się nad sobą potrafi, jest cholernie sentyme talny i mnie tym wkurza. Nie wiem jak zmusić Malfoy'a do tego, żeby to było drarry. Aktualnie natykam się na stanowczy sprzeciw.

Layout by Yassmine